POZYTYWNY BIZNES

Pomysł na działalność nierejestrowaną, czyli jak ruszyłam z Pozytywną Trenerką

Był luty 2024 roku, kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu wyłoniłam się ze swojej jamy, otulonej w ciepłe koce, nieprzespane noce, lulanie, karmienie i inne „nie chce mi się do ludzi” (czyt. drugi urlop macierzyński).

Wyłoniłam się, bo projekt w mojej głowie nie dawał mi spokoju, a kiedy z drugim dzieckiem budziła się we mnie na nowo kreatywność, ściany i meble w mieszkaniu zyskały nowe ozdoby – kartki, karteczki pozapisywane tym, co rozsadzało mnie od środka.

Łączyłam kropki. Już mniej niecierpliwie niż w 2023. Powoli patrząc na znaki, na to, co we mnie się rozwija. Proces.

Bez akceptacji tego, że co ma się narodzić, to się narodzi i to w momencie, kiedy to ”coś” dojrzeje, a nie kiedy Ty chcesz, każde działanie kończy się wypaleniem.

Ale ten etap miałam za sobą, choć to nie było łatwe. Akceptacja wymaga dojrzałości. Co nie oznacza, że przypinam sobie łatkę dojrzałej, ale fakt – więcej przyglądam się sobie i temu, co się wydarza – z boku.

W lutym 2024 poznałam Olę i Elizę – dziewczyny, które były moimi Partnerkami produktywności w projekcie Sprint do mocnej strony, o którym opowiadam w swoim pierwszym odcinku podcastowym.

Te dwie dziewczyny i nasze cotygodniowe spotkania, które przekształciły się w typowy mastermind, były moim zapalnikiem do działania. Do działania z tym, co już miałam, bo – jak się okazało, to, co miałam do przekazania światu już na tamtym etapie, było wartościowe. Choć ja sama myślałam, że jeszcze potrzebuję kilku kursów i certyfikatów za XX tysięcy, aby w ogóle zacząć.

Wyszłam z tej swojej bańki testując to, co się rodziło. Ubrana w strach po same pachy, a może i nawet po uszy. Szłam, bo dziewczyny jako pierwsze uzmysłowiły mi i wierzyły, że ten projekt i to, co mam w głowie, jest już wystarczające i ma sens.

Dlaczego sama nie mogłam?

W szkole trenerów Ania, która pełniła rolę mojego tajemnego anioła powiedziała mi pewne zdanie: „widzę, że kiedy wychodzisz przed ludzi, potrzebujesz mieć przy sobie chociaż długopis, który daje Ci pewność. Albo notatki”.

To zdanie mnie oświeciło – tak, to prawda. Potrzebuję czegoś/ kogoś przy sobie w ważnych dla mnie momentach. Kiedy zaczynam, kiedy uczę się. Lubię mieć towarzystwo, z którym mogę obgadać to i owo.

Lubię rozkminy typu – poukładajmy te puzzle, zobaczmy co z tego wyjdzie. Moja perspektywa plus Twoja da wartościowe rozwiązanie. No tak mam i nie mam się co oszukiwać.

O długopisie, który dodawał mi pewności, nie miałam wcześniej świadomości. Tak jak o wielu rzeczach wcześniej.

Partnerstwo produktywności przekształcone później w spotkania mastermindowe o 5.15 rano, dawały mi przestrzeń, w której mogłam dzielić się swoimi działaniami i przemyśleniami na temat projektu. Abym mogła otrzymać wsparcie w postaci spojrzenia z innej perspektywy na mój projekt.

To był tak bardzo cenny dla mnie czas,

na rozwój, na akceptację i siebie i procesu, w którym byłam. Na uczenie się odważania i w końcu połączenia kropek.

Nigdy bym nie pomyślała, że moje gallupowe talenty okażą się być fundamentem do budowania nowej drogi, która w pewnym punkcie styka się z zaprojektowana przeze mnie wizją.

Ta wizja trochę ewoluowała, bo koniec końców znalazłam swój konik, ale to wcale nie znaczy, że tamto było niepotrzebne. Było, i to bardzo.

To dzięki testowaniu i odważaniu teraz wiem, co chcę teraz przetestować.

Czy kiedyś się określę? nie wiem, bo zostawiam sobie przestrzeń na zmianę kierunku, ale z bagażem tego, czego doświadczam.

Z pewnością ruszając z projektem nie przypuszczałam, że od połowy 2024 sama będę prowadzić grupy mastermind. Projekt Pozytywnej zakładał szkolenia z komunikacji i obsługi klienta oraz wsparcie Edukatorów i Liderów, którzy prowadzą spotkania grupowe.

Chciałam tworzyć przestrzeń dla wymiany doświadczeń już wcześniej. Ale to „wcześniej” nie znało nazwy i samej wartości jaka wiąże się z mastermindem.

Tylko odważanie się, testowanie – i to w formie tej nieidealnej, może realnie pokazać gdzie iść i gdzie zainwestować swoją energię.

Część wizji została, ale połączenie – procesu mastermindowego, kiedy zobaczyłam, jakie emocje i wsparcie otrzymują współuczestnicy plus przyjrzenie się jak moje talenty pomagają w tym procesie – sprawiło, że zdecydowałam się na ścieżkę moderatora grup mastermind.

Czyli co robię? daję przestrzeń do wymiany doświadczeń dla Twórców Społeczności i Liderów, aby mogli osiągać swoje cele biznesowe. Pomagam im usprawnić proces ich zmiany i realizacji celów. Towarzyszę. Daję zasoby, narzędzia, swój czas. I opcję wsparcia od Mentora w ramach sesji Q&A.

Podczas sesji śledzimy postępy, omawiamy wyzwania, dzielimy się doświadczeniami. Ja dbam o to, aby sesje były jak najbardziej wartościowe dla uczestników i produktywne – jestem strażnikiem kontraktu i odpływania od tematu.

Mastermind stał się moim pomysłem na biznes

Znajomość z Olą i Elizą i nasza wspólna praca dała mi coś jeszcze – wiele poleceń osób, które mogą wesprzeć, książek, które mogą poszerzyć wiedzę i podcastów. Własnych doświadczeń.

Tak trafiłam do Joasi Rułkowskiej – specjalistki, prawniczki od działalności nierejestrowanej i mamy. Kobiety, która z niezwykłą troską i empatią otacza swoje klientki i kursantki Akademii Małego Biznesu. Kobiety, która – jak często mam wrażenie – łączy wszystkie role w sposób niewiarygodnie niemożliwy, a jednak – i tu patrzę na nią z podziwem – daje radę – być mamą, żoną, prawniczką, przedsiębiorczynią.

Wracając do mojego otulającego się prawie w kurz projektu – nie ruszałam też z innego rodzaju strachu – co jak nie będę miała odpowiednich dokumentów na stronę www, przy sprzedaży, przy wystawianiu opinii? Polityka prywatności? O matko!

Potrzebowałam prawnego zaplecza, rozwiania wszystkich tłoczących się w mojej głowie wątpliwości. Joasia okazała się idealną współtowarzyszką na mojej ścieżce budowania marki Pozytywnej.

Tu zaiskrzyło zaufanie, pewność, że z każdym problemem mogę śmiało uderzyć, wspólne rozmowy, zaopiekowanie się moim strachem.

To bardzo dużo. I ta współpraca jest dla mnie niezwykle wartościowa.

Polecenia, poszerzanie horyzontów – to niewątpliwie efekt uboczny mastermindów – ale taki efekt uboczny bardzo sobie cenię.

W taki sposób trafiłam na Joasię. I kilka innych pomocnych dusz.

O swoim pomyśle i współpracy z Joasią oraz co dała mi Akademia, możesz przeczytać w tym artykule:

Ale Pozytywna to nie tylko mastermindy

Od marca ruszają spotkania networkingowe na żywo w Krakowie – weekendowe śniadania połączone z warsztatami i wymianą doświadczeń.

Ten rok to również plany na odkurzenie podcastu i rozpoczęcie przygody z newsletterem. W tamtym roku te trzy wielkie projekty były za duże jak na początek. Wnioski wyciągnęłam i zostawiam rezerwę dla siebie.

Pozytywna dojrzewa, nabiera kształtów. Idzie małymi krokami.

Słowo na ten rok? DZIAŁAM!

I moja Droga Czytelniczko/ Drogi Czytelniku – trzymaj za mnie kciuki, bo dodatkowa moc z pewnością się przyda.


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *